Kuchnie świata we Wrocławiu

Prawie miesiąc temu gościliśmy w stolicy Dolnego Śląska - we Wrocławiu. Kazik miał już okazję być w tym mieście wcześniej, natomiast ja byłam tam po raz pierwszy. Wydawać by się mogło, że listopad nie jest najlepszym miesiącem na zwiedzanie miasta, ale po pierwsze - zahaczyliśmy o targi świąteczne (naszym zdaniem dużo bardziej efektowne od krakowskich 🎅🎄), a po drugie poza sezonem, perełki Wrocławia - ZOO i Afrykarium - są mniej oblegane przez turystów, więc o wiele łatwiej i przyjemniej można się po nich poruszać.

Jak na pasjonatów kuchni przystało, na tym dość krótkim, weekendowym wypadzie, nie mogliśmy obejść się bez wizyty w kultowych wrocławskich knajpach. Tak się akurat złożyło, że każda z odwiedzonych przez nas restauracji specjalizuje się w kuchni z innego regionu świata.


ŚNIADANIE

Pierwszym przystankiem na kulinarnej mapie Wrocławia, była, serwująca kuchnię wegańską i wegetariańską restauracja w kontakcie, do której to wybraliśmy się na śniadanie. Co ciekawe, w kontakcie daje możliwość dowolnego skomponowania sobie śniadania. Lokal czerpie z kuchni bliskowschodniej - w menu znajdziecie hummus podany w aż w ośmiu wersjach! My postawiliśmy na hummus z kimchi, które z kolei nawiązuje do kuchni Dalekiego Wschodu 😆, a jest pikantną, koreańską kiszonką z fermentowanej kapusty pekińskiej, rzepy lub innych warzyw. Całość posypana była kolendrą i sezamem i podana z pitą. Naszą drugą opcją śniadaniową było wyśmienity chleb z zaprzyjaźnionej z restauracją piekarni i dwie pasty kanapkowe: z dyni, nerkowców i jalapeno oraz z kalafiora, korzenia pietruszki, imbiru i czosnku - obydwie palce lizać! Do obu śniadań dobraliśmy sobie po jajku sadzonym (z cudownie płynnym żółtkiem 💛) i herbatę malinową. Musimy przyznać, że dawno już nie zjedliśmy tak dobrego śniadania, jakie mieliśmy okazję spróbować w kontakcie, dlatego bardzo polecamy to miejsce!

hummus-with-kimchi
w kontakcie, Wrocław


PRZYSTAWKI

Z kuchnią Ameryki Południowej w restauracyjnym wydaniu mieliśmy do czynienia po raz pierwszy we wrocławskiej Peruwianie. Na pierwszy ogień zamówiliśmy przystawki: Kazik wybrał zupę - krem z dyni na wywarze rybnym z dodatkiem krewetek argentyńskich, chrupiącego groszku cukrowego,  prażonych migdałów i świeżej kolendry. Krem z dyni jest jednym z naszych ulubionych, ale trzeba przyznać, że w wersji z Peruwiany smakuje jeszcze lepiej niż zwykle! Rozgrzewające, nieoczywiste, słodko - pikantne danie - dla nas 10/10 😁.

pumpkin-and-fish-soup
Peruwiana, Wrocław

Ja wahałam się między porem a kalmarami w tempurze, wybierając w końcu opcję wegańską - krążki pora w tempurze z pastą verde z zielonej cieciorki, z paloną limonką i karmelizowaną cebulką. Nie mogę powiedzieć, że to danie zachwycało, choć miało swoje mocniejsze strony: chrupiącą tempurę, czy bardzo smaczną pastę verde. Gorzej poszło jeśli chodzi o bohatera dania - por był niemalże surowy, a przez to dość pikantny, a dodatek smacznej skądinąd karmelizowanej cebulki średnio pasował mi do pora. Stwierdziliśmy później, że być może to danie właśnie tak miało smakować, ale ja drugi raz bym go nie zamówiła, bo trochę inaczej je sobie wyobrażałam (mięciutki, duszony por, zanurzony w chrupiącej tempurze 😍).

por-w-tempurze
Peruwiana, Wrocław

DANIA GŁÓWNE

Moim daniem głównym było ceviche z przegrzebek, z plastrami cukinii, glonami wakame, barwioną na różową tapioką i peruwiańską kukurydzą choclo (nieco jaśniejszą i posiadającą grubsze ziarna od tej znanej nam w Polsce) oraz kolendrą,  a polane kremowym Leche de Tigre (w wolnym tłumaczeniu: mleko tygrysa) będącego sosem, którego podstawą jest sok z limonki, bulionu rybnego i warzyw. Danie smakowało bardzo dobrze, mięso przegrzebek było idealnie delikatne, dodatki nieźle ze sobą współgrały, ale wydaje mi się, że danie było o wiele cięższe niż się spodziewaliśmy, być może ze względu na sos. Dlatego też chętnie powrócilibyśmy do Peruwiany na ceviche klasyczne, z ryby kulbin, gdyż jest ono podawane w bardziej orzeźwiającej, cytrusowej marynacie.

ceviche
Peruwiana, Wrocław

Daniem głównym Kazika był boczek w glazurze teriyaki, będący nową odsłoną peruwiańskiego chicharron limeno, czyli wieprzowiny duszonej z przyprawami, podawanej najczęściej z dodatkiem czerwonej cebuli i skropionej sokiem z limonki. W Peruwianie boczek zamarynowany został w  sosie teriyaki, a podany był z frytkami klasycznymi i frytkami z batatów, glonami wakame, guacamole, czarnym sezamem, sosem z marakui oraz kimchi. Danie nietypowe, ciekawe i z całą pewnością bardzo sycące (nawet gdybyśmy się bardzo starali, ciężko byłoby nam było zamówić po nim jakiś deser). Boczek smakował bardzo dobrze, fajnie "przeszedł" marynatą, a jego mięso było niezwykle delikatne i mięciutkie. Drugim mocnym punktem dania było guacamole - chyba nigdy dotąd nie jedliśmy tak przepysznego. Było wyraziste, ale niezbyt pikantne, miało kremową konsystencję i czuć było, że jest przyrządzone z dojrzałych, bardzo dobrej jakości awokado (i to chyba właśnie w tym tkwił sekret wyśmienitego smaku). Kimchi było smaczne, choć średnio pasowało nam do całej koncepcji, podobnie jak frytki. Słaby natomiast był sos z marakui, zbyt mocne przyprawy zdominowały całkowicie jego owocowy smak.

boczek-teriyaki-z-kimchi
Peruwiana, Wrocław

Tuż przed naszym powrotem do Krakowa postanowiliśmy wpaść do restauracji U Gruzina, aby zasmakować tam gruzińskich specjałów i - nie ukrywajmy - solidnie najeść się 😂 przed długą podróżą. Ja zamówiłam sobie chaczapuri adżarskie, czyli wypełniony serem i masłem, a następnie zapiekany w piecu placek drożdżowy (przypominający ciasto do pizzy) z surowym jajkiem, które  ścina się pod wpływem gorącego sera (najlepiej jest "rozbełtać" je z ciągnącym się serem 💛). Porcja była potężna, ale podołałam (z niewielką pomocą Kazika 😋).

chaczapuri-adzarskie
U Gruzina, Wrocław

Kazik natomiast trochę poszalał, bo zamówił aż dwie porcje gruzińskich pierożków chinkali - jedną z mięsem, a drugą z serem i szpinakiem. Te z wołowiną zjadł na miejscu - z wrzącej wody w której chinkali są gotowane oraz mięsnego farszu, we wnętrzu pierożka tworzy się pyszny rosołek 😍. Te z serem niestety musieliśmy zabrać z sobą na wynos, bo nie byliśmy ich już w stanie wciągnąć 😋. Dzięki temu jednak przekonaliśmy się, że U Gruzina dania pakowane są w papierowe, całkowicie biodegradowalne pudełka, za co duży plus (niestety wciąż wiele knajp używa opakowań plastikowych i styropianu 😕).

khinkali
U Gruzina, Wrocław


DESER

Mimo, że nie zamówiliśmy deseru ani podczas wizyty w Peruwianie, ani też po zjedzeniu kolacji U Gruzina, nie oznacza to, że we Wrocławiu nie skosztowaliśmy żadnych słodkości - tak naprawdę, to od nich rozpoczęliśmy zwiedzenia miasta 😀. Poniżej wyśmienity naleśnik po ormiańsku, zaserwowany nam w restauracji Naleśniki babci - Kuchnia Ormiańska. Słodki (ale nie przesadnie), wypełniony dużą ilością orzechów i rodzynek, oblany miodem, oprószony  cukrem pudrem i cynamonem i podane z bitą śmietaną. Sztos! Totalne odkrycie, które na pewno będziemy odtwarzać w domu.

ormian-crepes
Naleśniki babci - Kuchnia Ormiańska, Wrocław


To już tyle, jeśli chodzi o tegoroczne kulinarne zwiedzanie Wrocławia. Piszę "tegoroczne" bo już teraz wiemy, że na pewno wrócimy tam jeszcze i zabawimy w mieście na dłużej. 

Jeśli macie jakieś swoje sprawdzone miejsca (nie tylko restauracje 😉) podzielcie się tym z nami w komentarzach.


Do następnego,
Paulina















Komentarze

Prześlij komentarz